czwartek, 2 maja 2013

dwadzieścia jeden.



*oczami Justina*

Nie wiem czy dobrze zrobiłem. Ale wiem, że tego nie żałuję. Po tym uświadomiłem sobie, jak bardzo tęskniłem za Jasmine. Nawet o tym nie myślałem. W głowie miałem tylko Kelsey. Byłem i jestem skończonym idiotą. 
-Naprawdę musimy wracać? -z moich przemyśleń wyrwała mnie Emily pakująca swoje rzeczy.
-Przepraszam.
-Nie możemy zostać do jutra? Jutro mam urodziny -wysunęła dolną wargę do przodu. Wyglądała słodko, ale nie mogłem ulec.
-Nie. W Los Angeles będziesz miała lepsze urodziny. W końcu kończysz 17 lat, wypadałoby to świętować w gronie znajomych.
-Nie mam znajomych w Los Angeles.
-Ale ja mam. A moi znajomi staną się Twoimi znajomymi. Polubisz ich. Wiesz, niektórzy z moich kumpli nie mają wciąż dziewczyny. -poruszyłem brwiami na co ona zaśmiała się.
-Nie szukam chłopaka. Chcę po prostu mieć dobre urodziny. A będę mogła coś pić?
-Kolę. -powiedziałem śmiejąc się.
-Nie śmieszne Bieber. Miałam na myśli jakiś alkohol.
-No nie wiem.
-No weź! Nie piłeś przed 18-stką?! 
-Nie. -skłamałem szybko.
-Nie wierzę Ci. Jeśli jesteś ze mną spokrewniony to na pewno piłeś.
-Czy ty w ten sposób chcesz mi powiedzieć, że piłaś alkohol?
-Bo to raz, bracie! -zaśmiała się szturchając mnie w ramię.
Pokręciłem głową.
-Noo -zaczęła Emily przerywając ciszę. Spojrzałem na nią dając znak żeby kontynuowała. -To opowiedz co się wczoraj wydarzyło z Jasmine! Wiem tylko, że się całowaliście.
-No to wiesz wszystko.
-Akurat. -zmrużyła oczy. -Opowiadaj!

Jasmine była lekko zaskoczona moim ruchem, ale nie protestowała. Odwzajemniła pocałunek. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, na co ona otworzyła usta, a nasze języki zaczęły 'tańczyć' wijąc się wokół siebie. Brakowało mi tego uczucia. Brakowało mi jej. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Czemu to zrobiłeś? 
-Nie podobało Ci się? -uniosłem jedną brew.
-Palant. -zaśmiała się. -Podobało. Pytam, dlaczego to zrobiłeś?
Zacząłem się zastanawiać co jej odpowiedzieć. Jedno moje słowo mogłoby zmienić wszystko. Albo wrócilibyśmy do siebie, albo rozstalibyśmy się na zawsze.
-Justin? -Jasmine wyrwała mnie z moich przemyśleń. Wiedziałem, że muszę jej powiedzieć.
-Bo Cię kocham.

-Nie ważne. 
-No Justin! Nie bądź taki uparty! Ciekawa jestem! -złożyła ręce jak do modlitwy.
-Nie ważne. -powtórzyłem moje wcześniejsze słowa.
-Chuj Ci w dupę. -rzuciła na co rozszerzyłem oczy.
-Powtórz to. 
-Pierdol się! -krzyknęła i rzuciła we mnie poduszką. -Zresztą i tak pewnie Jasmine mi wszystko opowie.
-Gotowa? -spytałem chcąc zmienić temat.
-Ta. -odparła chwytając walizkę. 
-To wracamy do domu.



*oczami Emily*

Obudził mnie głos mówiący 'podchodzimy do lądowania'. Przetarłam oczy i zobaczyłam, ze Justin jeszcze śpi. Wyglądał tak niewinnie. Jaka szkoda, że musiałam to zepsuć. Po cichu przybliżyłam się do niego tak, że moje usta i jego ucho dzieliły milimetry.
-BIEBER!! -krzyknęłam jak głośno tylko potrafiłam.
-CO KUR... -omal nie przewrócił się z fotela, przez co wybuchłam śmiechem. -No wiesz ty co! Czemu to zrobiłaś?
-Jesteśmy na miejscu. -szturchnęłam go w ramię i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia -No, idziesz Bieber?
-Mam imię.
-To ja Ci wymyślę ksywkę.
-Niby jaką?
-Spokojnie, coś wymyślę. Ale tylko ja będę mogła tak mówić.


*oczami Justina*

Wreszcie w domu. Emily od razu pobiegła do siebie. Obiecałem jej, że jej urodziny będą idealne.
W oczy rzuciło mi się zdjęcie moje i Kelsey, które stało na szafce. Serce mówiło 'zostaw' a rozum mówił 'wyrzuć to'. Sam nie wiem co mam zrobić. Moje serce nie wie czego chce. Ja nie wiem czego chcę.
-Juju! -usłyszałem ze schodów.
-Co?
-No Twoja nowa ksywka. Juju. -Emily stanęła na przeciwko mnie. Zaśmiałem się.
-Chyba nie mówisz poważnie...
-Mówię całkiem poważnie. No więc słuchaj. Jest 16:00. Idę na plażę, a potem do centrum handlowego. Skoczę jeszcze na pizzę. Będę około 22:00. Pasuje?
-No dobra. Ale z kim idziesz?
-Poznałam tu takie... taką k-koleżankę. -zająkała się. Uniosłem brwi do góry.
-Koleżankę?
-Mhm. -kiwnęła głową i zanim się obejrzałem już jej nie było.
Mam czas na zaplanowanie jej urodzin. To w końcu 17-ste urodziny. Pamiętam, jak miałem 6 lat, Emily miała 3 latka. Byliśmy sobie bardzo bliscy. Zawsze chciała chodzić ze mną na boisko grać w kolegami w piłkę. Była wtedy dziewczęcą wersją mnie. Teraz jest nie do poznania. Żałuję, że wtedy gdy ją zabierano nie zareagowałem. Wszystko potoczyłoby się inaczej.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Jasmine.
-Cześć. -przywitała mnie krótkim uściskiem. Odwzajemniłem gest.
-Cześć.
-Chciałam porozmawiać.
-O czym?
-O tym co się wydarzyło.
Pocałunek.
-Powiedziałeś że mnie kochasz.
Kurwa.
-Wiem. -zająkałem lekko. -Chyba nie powinienem tego mówić.
-Dlaczego?
-Zadziałałem za szybko. Nie chcę teraz się z nikim wiązać.
-Rozumiem -odparła smutno.
-Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, Justin. To Twoja decyzja i ja to rozumiem. Przeszedłeś przez dużo rzeczy. Zasługujesz na odpoczynek. -wstała i położyła rękę na moim ramieniu. -Pójdę już. Cześć.
-Trzymaj się. -przytuliłem Jasmine zanim podeszła do drzwi i wyszła.
Znowu zostałem sam.
Przypomniałem sobie, że kiedyś pomagało mi pisanie piosenek. Wziąłem do ręki kartkę papieru i długopis. Każdą myśl przelałem na papier. To co się ostatnio działo. Przepisałem wszystko co się działo odkąd zrezygnowałem z kariery. To jak poszedłem do domu dziecka, wziąłem stamtąd Kelsey po to, żeby zemścić się na tych przez których straciłem bliskich. Potem gdy ją porwali wróciłem do tego domu dziecka po jej siostrę, Kayę. Pojawienie się Emily, jej szantaże, Jasmine, brat Emily i jego śmierć, Kelsey i jej nowy chłopak, pocałunek z Jasmine. Dużo tego wszystkiego. Kiedyś myślałem że moje życie jest piękne, ale nie jest. Jest okropne. Mam dość wszystkiego i wszystkich. Nic mnie nie trzyma na tym świecie.
Pod piosenką zostawiłem jeszcze krótki list do Emily

''Przepraszam. Wszystko mnie przerosło. Nie chciałem tego tak kończyć. Jak kiedyś spotkasz Kelsey, powiedz jej, że nigdy jej nie zapomnę. I przekaż Jasmine, że mimo wszystkiego co się działo, to ona jest i będzie najważniejszą osobą w moim sercu. Kocham Cię siostro, Justin''

Strzał.


***

o kurwa
nie zabijajcie mnie proszę :o
Musiałam jakoś skończyć to opowiadanie.
Ale po prostu nie mam pomysłu jak losy bohaterów mogłyby potoczyć się dalej.
Ale będę planować nowe opowiadanie.
Ktoś by czytał?
Jeśli tak i chcielibyście zostać poinformowani to zostawcie w komentarzach swoje
nazwy na tt, albo napiszcie do mnie na @DisBieberauhl    
Dziękuję wszystkim, którzy to czytali. 
Kocham Was!

xox, Pauline.



niedziela, 7 kwietnia 2013

dwadzieścia.





*oczami Emily*

Były dwa strzały. Jeden od Nialla. Drugi do Nialla. Biegnąc przed siebie ze łzami w oczach, wciąż widzę jego upadające ciało. Przywiązałam się do tego człowieka. Ale nie dziwię się. Zastępował mi brata przez kilka lat. 
Nawet nie wiem gdzie biegnę. Jest środek nocy, Justin na pewno wyrywa sobie włosy zastanawiając się gdzie jestem. Poczułam wibrację w tylnej kieszeni. No proszę, o wilku mowa. Zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech.
-Halo? -starałam się mówić jak najnormalniej.
-Emily? Gdzie jesteś? -usłyszałam lekko zmartwiony głos Justina.
-J..ja.. już idę do domu. Byłam u Nialla.
-Przyjechać po Ciebie? Jest ciemno i niebezpiecznie.
-N..nie. Już jestem pod hotelem. -rzuciłam i rozłączyłam się.
Rzeczywiście pod nim byłam. Nawet nie wiem jakim cudem tu dobiegłam. Przecież zatrzymałam się w połowie drogi!
-Nie musisz dziękować. -usłyszałam dobrze znany głos. Villegas. Ale gdy się odwróciłam, już jej nie było.
Weszłam do hotelu i po drodze wstąpiłam jeszcze do publicznej toalety. Umyłam twarz, żeby nie było widać że płakałam. 
Po chwili weszłam do pokoju.

-W końcu! Martwiłem się! -krzyknął Justin rzucając komórkę na kanapę.
-Przepraszam. Byłam u Nialla.
-I co z nim? 
W tym momencie poczułam jak się załamuję. Oparłam się o ścianę, a moje oczy wypełniły się łzami.
-Emily? Co jest? -spytał Justin powoli podchodząc do mnie.
Szybko przetarłam łzy.
-Nic. Pójdę pod prysznic i spać. -nie patrząc w jego stronę zamknęłam się w łazience.
Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i wzięłam szybki prysznic.



~ rok później ~


*oczami Justina*

Ten rok zleciał całkiem szybko. Emily pogodziła się ze śmiercią Nialla. Nie chciała mi powiedzieć co się stało, ale na szczęście mam coś takiego jak internet i telewizja. Wybaczyłem Emily wszystko. W końcu jest moją siostrą. Nie wiem co u Kelsey. Niby dzwonimy i piszemy czasami, ale to już nie to samo. Zresztą ona od tygodnia ani nie odbiera, ani nie odpisuje... Martwię się. Myślałem nad wycieczką do Anglii żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Emily nie ma nic przeciwko, zawsze chciała tam jechać. Zwłaszcza, że niedługo są jej siedemnaste urodziny, więc uznam to za wycieczkę urodzinową. Wyszedłem już z okresu bycia nastolatkiem. Mam 20 lat i w sumie wiek to tylko cyfra, bo wyglądem aż tak się nie zmieniłem. 
Lotnisko było przepełnione ludźmi. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ludzi na lotnisku, przysięgam. Emily cała się trzęsła z podekscytowania. 
Zaśmiałem się widząc jej reakcję, gdy wysiadła z samolotu i postawiła pierwsze kroki w Anglii.
-No, dobrej pogody to tutaj nie mają. -zaśmiałem się.
-Oh, zamknij się! -krzyknęła Emily skacząc z radości. -Tu jest pięknie!
Pokręciłem głową śmiejąc się pod nosem i wsiadłem do taksówki. Powiedziałem taksówkarzowi adres domu, w którym mieszka Kelsey.
Mieszka w bloku w centrum. Obok jest dużo centrów handlowych itp. 
-Jesteś już dużą dziewczynką, więc chyba dasz sobie radę. -powiedziałem dając Emily kilka banknotów. 
-Oczywiście, że dam! Dziękuję! -krzyknęła i przytuliła mnie po czym pobiegła w stronę centrum handlowego.
Zaśmiałem się. Brakowało mi tego. 
Kelsey mieszka na 4 piętrze. Windy oczywiście nie ma, więc muszę iść schodami. 
To jest to. Mieszkanie nr 24. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem.
Otworzyła zgrabna, niska kobieta. Około 30 lat.
-Dzień dobry... Zastałem może Kelsey? -spytałem niepewnie.
-Niestety nie. Jakiś tydzień temu wyjechała na wakacje do Hiszpani z Harry'm.
-Kim jest Harry.
-Jej chłopakiem.
Jej kim? Ona musi żartować. Obiecaliśmy sobie... Nieważne... Ma prawo... Ale to nie zmienia faktu, że to mnie zabolało. Czyli taki jest jej plan? Znalazła sobie chłopaka na dwa lata, potem go rzuci i wróci do mnie? Czy zostanie już przy tym Harry'm unikając mnie, tak jakbym dla niej nie istniał? 
-Dobrze.. Dziękuję, do widzenia. 
-Do widzenia. -odparła kobieta uśmiechając, po czym zamknęła drzwi.


Emily pewnie jeszcze biega po centrum. Dam jej czas, przejdę się. Coś mi się wydaje, że będzie jej przykro jak jej powiem, że jutro wracamy do domu. Przy okazji, planuję przeprowadzkę. Myślałem o Nowym Jorku, ale wyrzuciłem to sobie z głowy, gdy przypomniałem sobie że Emily straciła tam przyrodniego brata i może nie być chętna do powrotu tam. Moje myśli przerwały ciche kroki za mną. Natychmiast się odwróciłem. Jasmine.
-Przestraszyłaś mnie. -powiedziałem siadając na ławce w parku.
-Przepraszam. -szepnęła siadając obok mnie.
-W porządku. 
-Co się stało?
-Nic.
-Justin, mi możesz powiedzieć.
-Pomijając fakt, że Kelsey znalazła sobie chłopaka to jest zajebiście.
-Ou... -odwróciła wzrok przed siebie nie odzywając się więcej.
Sam nie wiedziałem co mam powiedzieć. Wszystko zaczynało mnie przerastać. Nie wiem co mam robić. Emily mówiła, że to się może tak skończyć. Skubana, faktycznie wie wszystko.
Siedzieliśmy w ciszy, gdy poczułem nagłą potrzebę.
Odwróciłem głowę w stronę Jasmine, ale ona nawet na mnie nie patrzyła. Była zapatrzona w jeden punkt gdzieś na ziemi. Zauważyła, że jej się przyglądam, bo odwróciła głowę w moją stronę. Gdy to zrobiła, bez zastanowienia złączyłem nasze usta.



***
asdfghjkl JUSTMINE. 
Dobra, a teraz ogar. 
coś się opuszczacie w komentowaniu i nie wiem dla kogo mam pisać ;_;
jak czytasz, to proszę skomentuj.
nawet to jak bardzo ci się to opowiadanie nie podoba.
cokolwiek.
kocham was <3
xox, Pauline 

niedziela, 24 marca 2013

dziewiętnaście.



*oczami Emily*

Ja i Villegas zawarłyśmy umowę. Jej częścią jest to, że ona nic nie mówi Justinowi o tym, że to ja za wszystkim stoję, a ja w zamian pomogę jej znowu z nim być. Co będzie dalej, okaże się. Ale teraz muszę natychmiast lecieć do Nialla. 
Jak tylko wbiegłam do domu, zaczęłam krzyczeć ''Justin!'' żeby jak najszybciej go znaleźć. Gdy usłyszałam ''tutaj'' z kuchni, natychmiast tam pobiegłam. Justin spojrzał na mnie całą zadyszaną.
-Jezu, co Ci jest? -spytał.
-Muszę lecieć do Nowego Jorku. -powiedziałam jeszcze dysząc.
-Co? Po co? 
-Mojemu przyrodniemu bratu odwala. Muszę mu pomóc. 
-To znaczy? 
-Co Cię tak wszystko interesuje?
-Wiesz, jestem Twoim bratem, mieszkasz w moim domu, jesteś niepełnoletnia, więc chyba mam prawo wiedzieć co robisz. Chociaż po części.
-No to Ci mówię, muszę mu pomóc.
-Dobra.. Ale lecę z Tobą.
-Co?! -czy on zwariował? Nie ma mowy żeby leciał za mną! -oszalałeś? A co z domem? Kto się będzie tu wszystkim zajmował?
-Klucz mogę zostawić u mojej przyjaciółki, Miley.
Zastanowiłam się chwilę. Jak by to wszystko miało wyglądać? Chociaż lepiej, żebym miała go przy sobie. A co do Villegas to nie trzeba się martwić. Mogłaby się znaleźć w Nowym Jorku w przeciągu kilku minut. 
-Dobra. To.. idź się pakować. -machnęłam ręką.
-Na ile lecimy? -spytał stojąc w drzwiach.
-Tydzień. -odparłam bez zastanowienia.
Justin przytaknął i zniknął za drzwiami. Natychmiast wyjęłam telefon.

Do: Villegas
Lecimy do Nowego Jorku na tydzień. Zatrzymujemy się w hotelu 'The Setai Fifth Avenue'.

I wysłałam. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam do pokoju i zaczęłam się pakować.



*oczami Jasmine*

Od: Emily
Lecimy do Nowego Jorku na tydzień. Zatrzymujemy się w hotelu 'The Setai Fifth Avenue'.

Odłożyłam komórkę i powiadomiłam Kate (przyjaciółka, wampirzyca) że wybieram się do Nowego Jorku. Oczywiście nalegała, żebym wzięła ją ze sobą. W sumie, to może się przydać.


*oczami Justina*

Emily zachowuję się trochę dziwnie. Ale no cóż, nie widziałem jej bardzo długo, to chyba oczywiste, że się zmieniła. Po kilku godzinach wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Hotel, w którym się zatrzymujemy jest całkiem niezły, chociaż bywałem w lepszych.
-Ok, więc ja lecę znaleźć mojego przyrodniego brata. A ty.. rób co chcesz. -powiedziała obojętnie, po czym wyszła, zanim zdążyłem się odezwać. 
Nie mam pojęcia co mogę zrobić. Przyszło mi na myśl śledzenie Emily, ale to nie jest zbyt dobry pomysł. Może rozejrzę się po mieście, albo pójdę do szkoły, gdzie chodziła Kaya, żeby się czegoś dowiedzieć. Tak, to był dobry pomysł.
Wsiadłem do auta i po kilkunastu minutach byłem pod szkołą. Po wnętrzu szkoły można było poznać, że jest bardzo nowoczesna i z wysokim poziomem. 
-Proszę. -usłyszałem kilka sekund po tym, jak zapukałem do drzwi od gabinetu dyrektora.
-Dzień dobry. -wszedłem do środka.
-Dzień dobry. -odpowiedział mi dyrektor. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o jasnych włosach i ciemnych oczach. Na biurku była wizytówka z jego nazwiskiem. John Swan. 
-Nazywam się Justin Bieber. Kilka miesięcy temu zaadoptowałem byłą uczennicę waszej szkoły, Kayę Stone. 
-Ah.. Kaya.. Proszę usiąść. -pokazał ręką na fotel, po drugiej stronie biurka. 
-Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o jej śmierci. -powiedziałem siadając na fotelu.
-Cóż, jej ciało zostało znalezione w opuszczonym budynku. Nie był to żaden wypadek, ani samobójstwo. To było morderstwo.
Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głową, dając dyrektorowi znak, że ma dokończyć.
-Morderca poderżnął jej gardło nożem kuchennym. Policja do tej pory nie może go znaleźć.
-Jak to nie może? Nie mógł uciec daleko. 
-Na pewno. Albo po prostu umie zatrzeć ślady. Po sekcji zwłok stwierdzono, że to było amatorskie zabójstwo. Morderca pewnie robił to pierwszy raz, ale za to umie zatrzeć za sobą ślady.
-Rozumiem.
-Nigdzie nie było żadnych odcisków, żadnego DNA, niczego. Wyglądałoby jakby Kaya sama poderżnęła sobie gardło, ale to niemożliwe.
-Zawiadomili państwo o tym jej rodzinę?
-Tak. Dzisiaj rano dzwoniliśmy do jej cioci.
-Nie uważa pan, że powinniście to zrobić wcześniej? Jej siostra dowiedziała się o tym z telewizji. 
-Mamy za dużo na głowie z tą sprawą. Nie mamy na nic czasu.
-Rozumiem. Dziękuję za rozmowę. -wstałem podałem rękę dyrektorowi. -Do widzenia.
-Do widzenia.

Kto mógłby zamordować Kayę? W głowie cały czas mam słowa Emily, gdzie mówiła, że Kayi coś się stanie. Teraz chciała tu przylecieć do swojego przyrodniego brata. Muszę to wszystko poukładać w jedną kupę, bo nic tu nie ma sensu. 


*oczami Nialla*

-Otwieraj to kurwa! -usłyszałem setny raz, gdy w końcu zdecydowałem się otworzyć drzwi. -Co ty sobie myślisz!? -krzyknęła Emily wchodząc do mojego mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi.
-Też się cieszę, że Cię widzę. -odparłem siadając na kanapie.
-Niall! To jest poważne! Policja Cię szuka i zobaczysz, że na pewno Cię znajdą! Nie masz jak uciec. Czy ty w ogóle myślisz? Nie możesz tak żyć! 
-Chciałaś żebym zabiła Kayę!
-Nie! Chciałam żebyś zrobił jej krzywdę. Nie mówiłam wprost o zabijaniu.
-To musisz wyrażać się jaśniej.
-To musisz trzeźwiej myśleć. Nie poznaję Cię. I co, chcesz teraz zabijać?!
-Może. Wczoraj też ktoś zginął.
-Co?! Niall..czy.. to..
-Tak, to ja ją zabiłem. 
-NIALL!! To już dwie osoby! Masz jeszcze bardziej przejebane! Chyba, że masz więcej tych ofiar.
-Nie. Na razie tylko dwie.
-Tylko?! To jest o dwie za dużo, Niall. Nie masz ucieczki.
-A może ja nie chcę uciekać? Nigdy nie lubiłem mojego życia. Niech mnie gliny złapią, posadzą na krześle elektrycznym i jeszcze im za to serdecznie podziękuję!
-O czym ty..
-Nie wtrącaj się! Bo możesz być trzecią ofiarą!
Szybko pożałowałem tego co powiedziałem. To emocje. Jej twarz ze wściekłej zmieniła się w wystraszoną.
-Emily, przepraszam.. Wiesz, że bym Cię nie skrzywdził.
-Teraz to już nic nie wiem. -pokręciła głową, a w jej oczach pojawiły się łzy. -Nie poznaję Cię. Żegnaj BRACIE. -cofnęła się do drzwi i wyszła, trzaskając nimi. Kurwa.


*oczami Emily*

Zaczynam się bać o własne życie. Niall twierdzi, że by mnie nie skrzywdził. Ale dostał jakiegoś przypływu emocji, że mógłby to zrobić. 
-Nie przejmuj się. -usłyszałam głos za sobą. Gdy się odwróciłam, dostrzegłam Jasmine. -I tak masz lepiej niż ja. Masz brata. Ja mam siostrę, ale ona tkwi w Polsce bez możliwości przybycia tutaj. A tak, to nie mam nikogo.
-Więc jesteśmy w identycznych sytuacjach.
-Mhm. Ale ty widujesz się z bratem. 
-Przecież zawsze możesz wrócić do siostry.
-Nie mogę. Ona w tamtym domu w Polsce jest bezpieczna. Nic jej tam nie zagraża. A moje miejsce jest przy Justinie. Pilnuję go na każdym kroku.
-Chyba przesadzasz.
-Wcale nie. Masz pojęcie, ilu wampirów się na niego czai? Niall zabił dwie osoby, ja zabiłam setki. I dalej to robię, by chronić Justina.
-Ale ty to robisz, bo masz cel! A on to robi bo mu się spodobało!
-Racja... Ale nie masz co się obwiniać. Po prostu trzymajmy się planu.
-Justin na pewno podejrzewa, że brałam udział w śmierci Kayi.
-Słyszałam tą rozmowę.
-Śledzisz nas 24/7?
-Można tak powiedzieć. I mam plan.
-Mów.
-Któregoś dnia dopilnujemy, żeby Justin zobaczył nas razem. Jak będzie pytał o co chodzi, powiemy że znamy się od bardzo dawna i że wiesz o tym kim jestem. A jak zacznie Cię wypytywać o morderstwo, to ja już się zajmę tym, żeby uwierzył, że nie masz z tym nic wspólnego.
-I jak ty chcesz to zrobić?
-To już zostaw mi. Ty trzymaj się swojej części planu.
-Spoko.
Jasmine chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła bo zagłuszył ją głośny trzask. To był dźwięk pistoletu. Poczułam jak serce skacze mi do gardła, gdy zobaczyłam, że z miejsca skąd dochodził strzał, wybiegł Niall.




***
Jeeeeeest w końcu!
Jest trochę bez sensu, ale pracuję nad tym, żeby (w końcu) zrobiło się ciekawie,
ksajdlsakjdaldjad już jutro koncert! Jedziecie?
Ja tak i bardzo się cieszę!
Chcę spotkać tam jak najwięcej was!
xox, Pauline.

piątek, 15 marca 2013

osiemnaście.



*oczami Kelsey*

Anglia jest nudna. Pogoda jest brzydka. Nie cierpię ciotki i nie ma tu Justina. Na szczęście chwilowo jestem sama w domu. Mogę w spokoju obejrzeć telewizję. 
*Wiadomości*
''Morderstwo dziewczyny w Nowym Jorku. 
Wczoraj około godziny 23 znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, około
lat 17. Policja wciąż ustala co się stało, ale ślady cięcia na szyi wskazują na morderstwo.
Ofiara została rozpoznana, nazywa się Kaya Stone i przez 6 lat 
mieszkała w domu dziecka. Ma tylko siostrę i dalszą rodzinę.
Policja robi wszystko by dowiedzieć się więcej i znaleźć mordercę.''

Poczułam jak oczy mi się rozszerzają i napływają do nich łzy. Kubek, który wcześniej trzymałam z gorącą herbatą rozsypał się na miliony kawałeczków, gdy wypadł z moich rąk, a herbata rozlała się po podłodze. Przerażona hukiem ciocia natychmiast wbiegła do pokoju.
-Jezus Maria co się stało?! -zakryła sobie usta dłonią, gdy tylko na mnie spojrzała.
Powoli odwróciłam głowę w jej stronę pozwalając by moje łzy spływały po policzkach.
-K-k-aya... -mówiłam przez łzy a moja klatka piersiowa szybko i gwałtownie się poruszała. -Ciociu Pattie... Kaya nie żyje. -w momencie gdy wypowiedziałam te zdanie zaczęłam głośno i nieopanowanie płakać. Ciocia natychmiast do mnie podbiegła i mnie przytuliła.
-Boże Święty... Jak to nie żyje? -w jej oczach również pojawiły się łzy.
-Znaleźli jej ciało. Ciociu, moja siostra nie żyje. Nie żyje... 


*oczami Justina*

Nie wiem czy to był dobry pomysł pozwalać Emily ze mną zamieszkać. Ale mimo wszystkiego, to wciąż moja młodsza siostra i nawet nie jest pełnoletnia. Od wczoraj nie schodziła na dół. Postanowiłem, że w końcu sprawdzę czy wszystko jest okej. Gdy usłyszałem ciche ''proszę'' wszedłem do pokoju.
-Wszystko ok? -spojrzałem na siostrę, która przeglądała się w lusterku i czesała włosy.
-Tak. A czemu ma nie być ok? -odparła nawet nie odwracając się w moją stronę.
-Siedzisz tu cały czas. Nieważne. Co byś zjadła na śniadanie?
-Hmm -odwróciła się w moją stronę. -Wiesz, chyba zjem na mieście bo mam parę spraw do załatwienia.
-Rozumiem. -przytaknąłem i poszedłem do mojego pokoju.
''Bitches ain't shit and they ain't say nothing...''
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu, po chwili odebrałem go. Usłyszałem płacz.
-J,J,Ju-ustin...
-Kelsey? Płaczesz? Co się stało?
-K...K-k-kaya...
-Co z nią? 
-Justin... ona... nie żyje. -powiedziała tak cicho, że ledwo zrozumiałem.
-Co?! -spytałem nie dowierzając.
-Kaya nie żyje. -powtórzyła.
-Ale... CO?! Jak? -poczułem jak oczy mi się rozszerzają.
-Zamordowali ją. Mówili w wiadomościach.
-To niemożliwe...
-Znaleźli jej ciało... Moja siostra nie żyje. -mówiła szeptem. Mogłem słyszeć jej płacz.
Nagle coś rozłączyło.
-Kelsey? Kelsey?! -spojrzałem na wyświetlacz i gdy zobaczyłem, że rozładował mi się telefon, rzuciłem nim o łóżko.
Kto mógł zamordować Kayę? Zacząłem się zastanawiać i nagle zamarłem. Emily coś o tym mówiła.
Ale ona by tego nie zrobiła. Jest przecież w Los Angeles i cały czas siedziała w domu, a Kaya była w Nowym Jorku. Ktokolwiek to był, Emily o tym wiedziała.



*oczami Nialla*

-Co masz na myśli mówiąc że Ci się to spodobało?! -Emily wykrzyknęła do słuchawki.
-Po prostu. -odparłem. -To fajne.
-Niall! Ty sobie kurwa nie żartuj! Dostałeś jedno zadanie, jedną osobę do załatwienia, a teraz mi mówisz, że to Ci się podoba?! -mimo, że jej nie widziałem to mogę się założyć że zmarszczyła teraz brwi.
-To jest odprężające, rozumiesz? Jakby wszystkie problemy znikały. Wybierasz sobie osobę i wyżywasz się na niej. Wszystkie negatywne emocje od Ciebie uciekają. I chcesz więcej.
-Skończ gadać takie głupoty! Czy ty chcesz mi powiedzieć, że...
-O tak. -dokończyłem za nią bo wiedziałem co chce powiedzieć.
-Niall... 
-Skończ. Teraz nie mogę. Widzę idealną ofiarę. 
-Niall kur.. -rozłączyłem się.
To była wysoka brunetka o ciemnych oczach. Bez zastanowienia podszedłem do niej. Na szczęście to był las.
-Cześć. -przywitałem się.
-Hej. -powiedziała nieśmiało.
Muszę przyznać, niezła była.
-A ty nie wiesz, że po lasu nie powinno się samemu włóczyć? -uniosłem brwi.
-Ymm idę do babci, a to najszybsza droga.
-Wybrałaś tą drogę bo jest najszybsza? Ale może też być niebezpieczna.
-Co masz na myśli?
-Że może pojawić się jakaś obca osoba i zrobić Ci krzywdę. -zacząłem szperać po tylnych kieszeniach i wyjąłem z nich nóż, trzymając go za sobą.
Dziewczyna wyglądała na trochę przestraszoną, bo zaczęła się cofać do tyłu.
-Ucieczka Ci teraz nie pomoże kochanie. -złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie.
Wyciągnąłem jej rękę w moją stronę i przejechałem nożem po jej nadgarstku. Krew spływała z niej jak z fontanny, nawet nie miała siły krzyczeć. W pewnym momencie mój nóż znalazł się głęboko w jej ciele, a dokładniej w miejscu, gdzie jest serce. Upadła.


*oczami Emily*

Czy temu człowiekowi całkiem odbiło? On nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakie kłopoty może wpaść. Wina też jest po mojej stronie, to fakt. Ale on nie może zacząć zabijać! 
Po tym długim spacerze postanowiłam w końcu wrócić do ''domu''. Skręciłam ulicą w lewo i nagle usłyszałam za mną kroki. Natychmiast się odwróciłam. Nic. Odwróciłam się z powrotem i zobaczyłam, ze przede mną stoi jakaś dziewczyna. Przyjrzałam się bardziej. No nie wierzę, Jasmine Villegas.
-Niszczysz ludziom życia. -usłyszałam z jej ust.
-Też Cię miło poznać. -odparłam sarkastycznie.
-Wiesz co, powiem Ci, że sama nie lubię tej całej Kelsey. Pomogłam jej, bo widzę jak ważna jest dla Justina. Ale żeby kazać przyrodniemu bratu zabić jej siostrę? Ona się po tym nie pozbiera. Jaki ty masz problem, dziewczyno?
-Jaki mam problem? Jakby ta cała Kelsey tutaj była to pewnie Justin dalej by mnie olewał. I tak do końca życia. Chciałam po prostu, żeby ona poczuła się tak jak ja. Tracąc kogoś ważnego.
-Ty masz chyba coś z głową. Straciłaś brata, bo Cię rodzice oddali. Mieli Cię dość. I szczerze mówiąc nie dziwię się. Justin nie został zamordowany z czyjegoś rozkazu. To Ciebie oddali. Ale teraz znowu masz szansę naprawić kontakty z Justinem. Ale po tym zabójstwie Kayi chyba jednak masz marne szanse.
-To nie ja ją zabiłam!
-Ale z Twojego rozkazu! I nie przerywaj mi więcej. Twój brat żyje. Straciłaś go tylko psychicznie. Mieszkasz z nim, jak na razie. A Kelsey swojej siostry już nigdy nie zobaczy. Jak tylko Justin się dowie, że to ty kazałaś zabić Kayę, myślisz że naprawisz z nim kontakty? Myślisz, że wszystko będzie ok?
-A ty to co?! -w końcu nie wytrzymałam. -Skoro tak go kochasz, to dlaczego się ukrywasz? Kelsey nie stoi Ci na drodze, Justin jest teraz wolny. Ja przynajmniej potrafię wziąć sprawy w swoje ręce. Ty, nie. Jakbyś potrafiła, to naprawiłabyś swój związek z Justinem. Może w końcu byście się pobrali, kto wie. Ale ty, zamiast działać, wolisz się chować w krzakach. Jakbyś teraz działała, to może w przeciągu tych dwóch lat, Justin zapomniałby o Kelsey? Nie sądzę, żeby już nic do Ciebie nie czuł.
Trafiłam w jej punk, bo jej mina znacznie zrzedła. 
-Widzisz? Jakbyś chciała, to już dawno by był Twój. 
Minęłam ją i poszłam prosto w stronę domu Justina. Poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek.
-Czego? -odwróciłam się w stronę Jasmine.
-A gdybyśmy współpracowały?


***

boże, kaya ;oooooo (niezabijciemnietakładnieproszę)
Rozdział nie jest najlepszy, ale starałam się.
I miał być wcześniej, ale nie bardzo miałam czas.
No więc cieszcie się tym co macie.
xox, Pauline.

piątek, 8 marca 2013

siedemnaście.


*oczami Justina*

-Po co to wszystko? -spytałem łagodnym głosem patrząc jej w oczy. Ona najwyraźniej unikała mojego wzroku, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
Wzięła głęboki oddech i w końcu spojrzała na mnie.
-To miała być zemsta. -powiedziała kręcąc wzrokiem po różnych częściach pokoju.
Zmarszczyłem brwi.
-Ale... za co?
Emily wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. W końcu stanęła w miejscu i spojrzała na mnie. 
-Jesteś taki głupi czy tylko udajesz?! -cicho krzyknęła.
Zrobiłem minę pokazującą, że ma kontynuować.
-Kwiecień 2007. Mówi Ci to coś? 
-Zostałaś....
-Oddana przez rodziców. -dokończyła za mnie. -A TY 'braciszku' ani trochę nie chciałeś mi pomóc. Byłeś jedyną osobą której ufałam! Nawet jak na 10-latkę. Nieźle byłam do Ciebie przywiązana. Aż tu nagle natrafiła się taka piękna okazja do zemsty, bo w końcu zostałam zaadoptowana przez rodziców nowego chłopaka siostry twojej dziewczyny...
-Czekaj czekaj. Kaya ma chłopaka? I Kelsey nie jest moją dziewczyną.
-Wiem. Musiała wyjechać. Na 2 lata.
-Skąd ty to wiesz?
-Ja wiem wszystko. I mam możliwości do rujnowania życia. Tej suce też je zniszczę.
-Ej ej ej -uniosłem rękę do góry i wstałem z kanapy -O jakiej ''suce'' mówisz?
-O tej twojej dziew... oh zapomniałam. To już nie jest Twoja dziewczyna. Serio myślisz, że wyczekacie oboje te 2 lata? Przez te 2 lata może się nawet zaręczysz. Może ta wampirzyca wróci i będziecie razem forever. A ona pewnie komuś się odda i straci dziewictwo które pewnie chciała oddać Tobie. Zapomnijcie o sobie. Tyle.
-Nie mów tak. I co ty chcesz jej zrobić?
-Ja? Jej? Nic. Nie dotknę jej ani nikt inny. Po prostu poczuje się, tak jak ja. Tyle.
-Ale co ona ma do tego?
-To, że jak byliście na etapie przyjaźni, to wygłupiałeś się z nią tak jak kiedyś ze mną! Nie dociera? To bolało! -krzyknęła dość głośno.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć ani zrobić. Ma rację. Pozwoliłem odejść siostrze. 
-Posłuchaj... -zacząłem niepewnie. -Nie chciałem tego. Sam byłem wtedy dzieciakiem i nie miałem wpływu na to co się działo. Nie chciałem żeby Cię oddali, nie mogłem sobie tego wybaczyć. Ale ja nie miałem na to żadnego wpływu. Mógłbym się drzeć, wyrywać, ale to nic by nie zmieniło bo byłem 13-letnim gówniarzem, który nic nie mógł zrobić. Bardzo tego żałuję i szczerze przepraszam. Mogę to jakoś naprawić? Wybaczysz mi jakoś?
Emily wpatrywała się chwilę we mnie i skrzyżowała ręce na piersi. Po chwili podeszła do szafy i wyjęła z niej pudełko, a z pudełka kopertkę i rzuciła w moją stronę. Otworzyłem ją i zobaczyłem zdjęcia.
-To już wszystkie. Innych nie ma. Zapomnij o tym wszystkim. Ja mogę przestać, ale mój przyszywany brat już kończy akcję i on nie przestanie. 
-Co masz na myśli? 
-Nie mogę Ci powiedzieć. Teraz wyjdź. Mam mały zapierdol.
-Od kiedy tak się wyrażasz? -zaśmiałem się chcą rozluźnić atmosferę.
-Ludzie się zmieniają.
-Nie ważne. Jaki 'zapierdol'? Jeśli mogę wiedzieć.
-Rachunki, zakupy bla bla bla. Nikt nie powiedział, że łatwo będzie mieszkać samej, bezrobotnej 16-latce.
-To po to Ci było te 10 tysięcy? Na potrzeby?
Kiwnęła twierdząco głową. Podszedłem do drzwi. Gdy miałem wyjść, odwróciłem się.
-Może zamieszkasz u mnie? -spytałem na co Emily rozszerzyła oczy. -No co? Nie musiałabyś się martwić o żadne koszty, a relacje między nami może się naprawią. W końcu dalej jesteśmy bratem i siostrą.
Emily lekko uśmiechnęła się.
-Okej. Daj mi czas na spakowanie się.



*oczami Kayi*

Jestem bardziej niż szczęśliwa. Niall jest najcudowniejszym chłopakiem na świecie. Dzisiaj spotykamy się u niego w domu. Mieszka sam, to jeszcze lepiej. Byłam gotowa do wyjścia gdy nagle zadzwonił dzwonek. To był Niall.
-Myślałam że spotykamy się u Ciebie? -przytuliłam się do niego.
-Zmiana planów. Jedziemy w pewnie miejsce. -uśmiechnął się i delikatnie musnął mnie w usta.
-Gdzie?
-To niespodzianka. -wystawił rękę w moją stronę, którą od razu złapałam.
W drodze gadaliśmy o tym jak spędziliśmy tą sobotę i w ogóle. 
W pewnym momencie auto zatrzymało się pod jakimś opuszczonym budynkiem....


*oczami Nialla*

-To tutaj? -Kaya spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.
-Tak. -uśmiechnąłem się i wyszedłem z auta i gdy obszedłem je dookoła otworzyłem drzwi ze strony pasażera. Kaya chwyciła moją rękę i wyszła z auta.
-Po co tu przyjechaliśmy?
-Skarbie, skończ z tymi pytaniami. Tu jest miło.
-Ale zimno.
-Zaraz Cię rozgrzeję.
Chyba źle zrozumiała moje słowa bo zmarszczyła brwi odwracając głowę w moją stronę. Uśmiechnąłem się pod nosem i pomyślałem 'zrobię to teraz, będzie z głowy' i przybliżyłem się do Kayi po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Poczułem jak się uśmiechnęła, więc uznałem to za pozwolenie żeby posunąć się dalej. Przycisnąłem ją do ściany całując coraz brutalniej. Kaya przyciągnęła mnie do siebie owijając ramiona wokół mojej szyi. Gdy zjechałem rękami niżej i zaczynałem odpinać jej spodnie odepchnęła mnie.
-Nie jestem gotowa... -szepnęła. 
Czas wyznać prawdę.
-Mylisz że mnie to obchodzi? 
Kaya zamarła.
-A.. ale przecież.. Kochamy się, tak? Nie poczekasz?
-Tu nie o to chodzi. Ten kochany, uroczy i słodki Niall to był jeden wielki fejk. 
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Udawałem to, jaki jestem. Udawałem, że Cię kocham.
-Nie wierzę.. -z jej oczu zaczęły spływać łzy.
Ignorując jej szok znowu przycisnąłem ją do ściany i zacząłem się dobierać do spodni. Chciała krzyczeć i się wyrywać, ale jedną ręką przytrzymałem jej ręce, a usta zająłem jej pocałunkiem. Próbowała się wyrywać, ale zbyłem zdecydowanie za silny. Dostała jakiegoś zastrzyku adrenaliny, gdy jej spodnie leżały na ziemi. Próbowała mnie kopać i bić. Nie mogła uciec. Nie mogłem spieprzyć roboty. 
-Kurwa skończ się wyrywać! 
-Zostaw mnie -powiedziała błagalnym głosem.
Pokręciłem przecząco głową, a Kaya korzystając z okazji zaczęła uciekać. Krzyczała ''Pomocy!'' mimo że doskonale wiedziała, że jesteśmy na odludziu i nikogo tu nie ma. W końcu złapałem ją za nadgarstek i odwróciłem w moją stronę. Bez wahania uderzyłem ją z pięści w twarz przez to upadła. Usiadłem na niej okrakiem. Nie ruszała się, ale była przytomna. Postanowiłem skorzystać z okazji i zdjąłem jej majtki. Potem zsunąłem z siebie spodnie i bokserki i wszedłem w nią. Wiedziałem, że jest dziewicą i że ją to może boleć ale to mnie nie obchodziło. Pieprzyłem ją jak dziwkę. Zaczęła się wycierać i błagać żebym ją zostawił. W końcu z niej wyszedłem i z powrotem wsunąłem moje bokserki i spodnie. 
Kaya próbowała znaleźć swoje ubrania. Gdy je znalazła szybko je założyła. Nie mogła wstać, więc uznałem że już wygrałem.
-Czego ty chcesz? -spytała płacząc.
-Ja? Niczego. Po prostu wykonuję pracę, która została mi zlecona.
Chwyciłem plecak, który ze sobą wziąłem i wyjąłem z niego nóż. Oczy Kayi natychmiast się rozszerzyły i ostatkiem sił próbowała wstać i uciec. Nie udawało jej się to. Złapałem ją za włosy i podciągnąłem do góry przystawiając nóż do jej gardła.



*oczami Kelsey*

-Zjedź coś słońce. -usłyszałam głos ciotki z kuchni.
-Nie. -odparłam przeglądając kanały w telewizji. 
-Nie możesz być wiecznie zła. -podeszła do mnie i usiadła na kanapie. Wyłączyłam telewizor.
-Myślałaś, że wszystko będzie takie piękne? Przypomniałaś sobie o mnie dopiero teraz? Gdzie byłaś jak cierpiałam w domu dziecka?! Jak Justin mnie stamtąd zabrał byłam szczęśliwa przy nim. Ty mi to szczęście odebrałaś. -wstałam z kanapy i pobiegłem po schodach do góry do miejsca, który jest moim pokojem. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko chowając twarz pod poduszkę. 
Wziąłem laptopa i weszłam na twittera. Tak po prostu sobie przeglądałam co ciekawego i zobaczyłam tweeta, który przykuł moją uwagę. 

ah @justinbieber twój list niezmiernie mnie wzruszył. tak bardzo, że popatrz co tu mam: [...]

-@anonim30140

W tweecie był link do zdjęcia. Moje oczy natychmiast się rozszerzyły. Justin z jakąś laską się seksił? Ale to zdjęcie jest stare, prawda? Tak, na pewno. Ta dziewczyna to chyba Jasmine, a on z nią był zanim mnie poznał.   Więc jest okej. Ale kim jest anonim30140? I skąd ma takie zdjęcia. Może zadzwonię do Justina? Nie... Obiecałam sobie, że poczekam aż on zadzwoni. Może to dziwne, że w taki sposób chcę sprawdzić czy mu na mnie zależy, ale po prostu jestem ciekawa ile mam czekać aż zadzwoni. Albo czy w ogóle zadzwoni...


*oczami Emily*

Sama nie wiem czy dobrze robię wprowadzając się do Bie.. Justina. Tak, postanowiłam znowu mówić do niego po imieniu. Jak się dowie co się stanie z Kayą to wypieprzy mnie z tego domu szybciej niż wpuścił. Trudno, już żadne cierpienie nie zrobi na mnie wrażenia.
Wyjmowałam po kolei wszystkie rzeczy jakie miałam i ustawiałam je na poszczególnych półkach. W pewnej chwili Justin wszedł do pokoju, który ma być teraz moim pokojem.
-Potrzebujesz czegoś? -spytał. To zaskakujące że po tym co mu zrobiłam jest taki miły.
-Nie, dzięki. -uśmiechnęłam się lekko na co Justin kiwnął głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi. 
Gdy skończyłam się pakować poczułam wibrację w kieszeni. Niall dzwoni. 
-No? -spytałam od razu gdy odebrałam.
-Robota wykonana.




***
TA DAAAAAAM!
Macie wszystko pięknie wyjaśnione :)
Wiecie już o co chodzi z Emily 
(ale i tak się domyślaliście spryciuchy!)
No i ten, akcja z Kayą (nie zabijcie mnie za to)
Mam nadzieję, że to opowiadanie choć trochę was wciąga i jest 
sens dalszego pisania :)
Much love, Pauline <3

P.S !
Jak zmieniacie nazwę, a informuję was o nn to fajnie by było jakbyście 
mi o tym napisali albo w komentarzu albo na tt :)




środa, 6 marca 2013

szesnaście.



*oczami Justina*

Nie jestem na 100% pewny, czy to jest osoba o której myślę. Wygląda bardzo znajomo. Nie widziałem jej kilka lat, więc nie mam pewności. Ale jeśli to osoba, o której myślę, to o co jej chodzi? Dlaczego się na mnie uwzięła? Nic nie rozumiem. 
-Żyj! -usłyszałem głos Kelsey, która po chwili zaczęła się śmiać.
-Żyję. -uśmiechnąłem się.
-Zawiesiłeś się. Co jest? -spytała i usiadła mi na kolanach.
-Myślę o tym, że masz stąd wyjechać.
-Umm no tak. -jej mina od razu ze szczęśliwej zmieniła się w smutną.
-Ciotka jest już w drodze. Nie wiem jak to będzie wyglądało. 6 miesięcy razem...
-Ej, chyba możemy dalej być razem.
-Wierzysz w to? Justin, możemy się nie widzieć przez 2 lata. Rozumiesz? Jak chcesz utrzymać związek na odległość przez 2 lata? To chyba oczywiste, że w końcu się w kimś zakochasz, ja pewnie też i jakoś sobie ułożymy życia. To chyba oczywiste, że będziemy musieli się rozstać. -mówiła coraz ciszej, jej głos się załamywał.
-Masz rację. -szepnąłem. -Ale za te 2 lata, zabiorę Cię, zamieszkamy i będziemy razem do końca życia. Obiecaj mi to. 
Kelsey spojrzała mi w oczy i szeroko uśmiechnęła się.
-Obiecuję. -powiedziała uśmiechając się i lekko pocałowała mnie, po czym zeszła z moich kolan.
-Rozmawiałaś z Kayą?  
-Mhm. Ona zostaje w Nowym Jorku. Chce skończyć tą szkołę. Jak już ją skończy, to przyleci do nas do Anglii. 
Kiwnąłem głową gdy skończyła mówić.
-Muszę zacząć się pakować.. -powiedziała cicho.
-Mogę Ci pomóc.
-Zabrzmiało jakbyś chciał jak najszybciej się mnie pozbyć. -zmarszczyła brwi, a ręce skrzyżowała na piersi.
-Nie ma takiej opcji żebym chciał się Ciebie pozbyć. -uniosłem brwi i objąłem a następnie przyciągnąłem do siebie Kelsey.
-Nie rób tego -powiedziała błagalnym głosem.
-Czego? 
-Tego. Nie chcę żeby było mi jeszcze trudniej się rozstawać.
-Rozumiem. -powiedziałem i puściłem ją.
-Przepraszam. -szepnęła.
-Nie przepraszaj, rozumiem -uśmiechnąłem się lekko w jej stronę.

*oczami Kelsey*

To jest najgorsze co może być. Tak bardzo nie chcę jechać. Pieprzone prawo, pieprzony mój wiek, pieprzona ciotka, która nagle sobie o nas przypomniała. Niech nie liczy, że będę dla niej miła. Rozstanie z Justinem będzie dla mnie najgorszą rzeczą. Ale jeszcze bardziej zaboli mnie, jak kiedyś wejdę na twittera, a głównym tematem będzie ''Justin Bieber i jego nowa dziewczyna'' i setki zdjęć. Ale jest ok, będzie miał do tego prawo, bo rozstajemy się. Mam nadzieję, że za te 2 lata będzie pamiętam o tym, co kazał mi obiecać. I mam nadzieję, że zostanę z nim w kontakcie.


-Wzięłaś wszystko? -usłyszałam głos Justina, który stał obok mnie trzymając moje bagaże.
-Tak.. -powiedziałam krótko.
-Zostaniemy w kontakcie przez te 2 lata.
-Mam nadzieję. To mój samolot. Muszę iść. -szepnęłam i poczułam jak oczy mi się szklą.
-Nie.. nie płacz. Nie utrudniaj tego. Proszę. -Justin spojrzał mi prosto w oczy. Odwróciłam się, by spojrzeć w jego.
-Cześć, Justin. 2 lata to długo. Możesz mieć dziewczynę, ale nie zapomnij o mnie przez te 2 lata.
-Nie ma mowy żebym zapomniał. -powiedział i mocno mnie przytulił.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę samolotu. Nie chciałam się odwracać, bo to by wszytko utrudniło. Czułam, jak łzy spływają po moich policzkach. Weszłam do samolotu i zajęłam miejsce. Zmęczona wszystkim zasnęłam.


*oczami Justina*

Nie wiem jak wytrzymam te 2 lata. Ale wiem przynajmniej czym się zająć. Dowiedzieć się, czego ONA chce. Postanowiłem zagrać jak ona. Gdy wróciłem do domu wziąłem kartkę i długopis i zacząłem pisać.

Tu Justin. Pewnie mnie kojarzysz. Szantażujesz mnie moimi zdjęciami z moją byłą. Tak, wiem gdzie mieszkasz, ale nie mam pewności do tego kim jesteś. Ale jeśli to ty... Dlaczego mi to robisz? Możemy się spotkać i porozmawiać? Proszę.

Schowałem kartkę do koperty i wyszedłem z domu. Tak jak mówił Scooter, poszedłem dwa domy dalej i wrzuciłem kopertę do skrzynki po czym wróciłem do domu. Po długiej nieobecności na twitterze w końcu na niego wszedłem i dodałem jednego tweeta:

Nie wracam do kariery. Jak na razie. Mam dużo problemów i muszę je rozwiązywać. Wybaczcie, ale twittera też zawieszam.

Wysłałem tweeta i zobaczyłem że pod domem chodziła jakaś osoba zakryta ze wszystkich stron i wrzuca coś do mojej skrzynki. Gdy odeszła poczekałem chwilę i wyszedłem żeby zobaczyć co tam jest. Wróciłem do domu i otworzyłem kopertę. Było tam kolejnych 10 zdjęć i list.

Interesy z Tobą to czysta przyjemność. Obiecane 10 zdjęć. Mam ich jeszcze 18. Wskazówki później.

Cholera! Nie przeczytała mojego listu? Czy jak? Jak nie, to zrobię jej niespodziewaną wizytę. Albo ktoś inny ją zrobi. I chyba nawet wiem kto...


*oczami Emily*

Gdy wracałam spod domu Biebera zauważyłam, list w mojej skrzynce. Wzięłam go i poszłam do środka. Otworzyłam kopertę.

Tu Justin. Pewnie mnie kojarzysz. Szantażujesz mnie moimi zdjęciami z moją byłą. Tak, wiem gdzie mieszkasz, ale nie mam pewności do tego kim jesteś. Ale jeśli to ty... Dlaczego mi to robisz? Możemy się spotkać i porozmawiać? Proszę.

CO?! Skąd on może niby wiedzieć gdzie mieszkam? A co gorsze podejrzewa kim jestem. I z listu wynika, że dobrze podejrzewa. Ładnie. I chce się spotkać i pogadać? Niby o czym? Nie mam o czym z nim rozmawiać. Nienawidzę tego człowieka bardziej niż kogokolwiek. Ten list cholernie mnie podkusił żeby coś zrobić. Weszłam na twittera i założyłam sobie konto z nazwą anonim30140 i dodałam tweeta:

ah @justinbieber twój list niezmiernie mnie wzruszył. tak bardzo, że popatrz co tu mam: [...]

Umieściłam link do jednego z zdjęć, na którym nie było widać twarzy, ani nagości tylko 2 osoby całujące się. Justin i Jasmine. Bez wahania wysłałam. Zdjęcie było zamazane, ale nie jestem aż taką wredną suką żeby dodać zdjęcie na którym widać ich twarze, nagie ciała i to jak się pieprzą. Wzięłam moją komórkę, na której mam zablokowany numer i wysłałam SMSs do Justina ''Sprawdź twittera kochany''. Potem postanowiłam zadzwonić do Nialla. Odebrał po kilku sygnałach.
-Jak tam Kaya? -spytałam nie witając się.
-Zakochana.
-Udało Ci się?
-Jeszcze pytasz. Z ręki mi je.
-Dobra robota braciszku. Wiesz co dalej?
-Tak, tak wiem. Ale pytanie, po co ja mam to zrobić?
-To już moja tajemnica.
-To dlaczego sama tego nie zrobisz?
-Co ja? Chłopak? -spytałam sarkastycznie śmiejąc się do słuchawki. -Bardzo zakochana?
-Mówiłem, je mi z ręki.
-Idealnie. Robisz jej jeszcze jakieś nadzieje? I kiedy w ogóle działasz?
-Jestem taki słodki i idealny. Kwiatki, misie, czekoladki. Bardziej zakochana chyba być nie może. Jutro się spotykamy u mnie, zostaje na noc. Wtedy zadziałam.
-Daj znać jak skończysz i wyślij zdjęcia.
-Jasne.
-To pa. -rozłączyłam się.
Nie licząc tego, że Bieber wie gdzie mieszkam i prawdopodobnie wie kim jestem, to wszystko idzie zgodnie z planem.

*oczami Justina*

Wpatrywałem się w to zdjęcie na twitterze jakieś pół godziny. Jak ona mogła to zrobić? Chciałem tylko się spotkać i pogadać. No ale wygląda na to, że to ja jej złożę tą wizytę. Wolałbym żeby to nie była osoba, o której myślę. Co ja jej powiem? 'Siema, o co Ci chodzi z tymi zdjęciami? Zrobiłem Ci coś?' Nie. To głupio brzmi. Jeszcze coś wymyślę. Wyszedłem z domu i przeszedłem kilka kroków i zacząłem wpatrywać się w okna jej domu. Rzeczywiście były duże. Na początku nic nie widziałem, ale po kilku minutach zobaczyłem że ktoś jest w środku. Wysoka blondynka. Iść, czy nie iść... Ale musiałem to zrobić. Nim się spostrzegłem, stałem pod drzwiami jej domu. Wypuściłem powietrze z buzi i zapukałem. Nic. Zapukałem głośniej. Nic. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nic. Nacisnąłem na dzwonek kilkanaście razy. Nic. W końcu pociągnąłem za klamkę. Otwarte. Lekko się bałem, ale wszedłem do środka.
-Halo?! -spytałem krzycząc. -Wiem, że tu jesteś. Bądź dobrym zawodnikiem i zejdź tu. 
Nic. Chciałem wejść po schodach na górę, ale usłyszałem trzask drzwi za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem rudą dziewczynę. Albo raczej blond dziewczynę w rudej peruce.
-Co to ma znaczyć? -spytała zdenerwowana. -Wynocha z mojego domu! -zaczęła się drzeć.
-Nie nabiorę się na tą perukę. Zdejmij ją.
-Masz coś do moich rudych włosów? 
Wywróciłem oczami i podszedłem do niej. Ona zaczęła się cofać, aż w końcu plecami zderzyła się ze ścianą.
-Wyjdź! -krzyknęła, ale ja się nie odzywałem. 
Zdjąłem jej najpierw okulary, a potem perukę. Spuściła wzrok na podłogę, podczas gdy moje oczy się rozszerzyły.
-Wiedziałem że to ty.. -szepnąłem.



***

Wiem że jest trochę krótki, i wiem że znowu skończyłam na TAKIM momencie,
ale wybaczcie mi ;D
Przynajmniej jest dodany dość szybko.
Teraz mam zapierdol z poprawkami. 
Życzcie mi powodzenia ;o
Kocham was <3